Archiwum październik 2003


paź 28 2003 morderstwa
Komentarze: 17

Jestem mordercą.

Śmierć nadchodzi znacznie później. Nie wtedy gdy ktoś przestaje oddychać, serce już nie bije, a płacząca rodzina kładzie kwiatki w miejscu gdzie ten ktoś leży. Później. Nie wtedy, kiedy wraca się do domu, obiad, sprzątanie, praca, wakacje, szkoła, dzieci, wszystkie te zajęcia normalnie się toczą tylko odruchowo wyciągnięta jedna szklanka jeden talerz więcej - niepotrzebnie. Śmierć znacznie później przychodzi. I nawet nie wtedy gdy podnosi się słuchawkę i odruchowo – praktycznie bez myślenia – wystukuje się tych kilka cyferek, a dopiero po którymś sygnale usłużna świadomość podpowiada że ten telefon będzie głuchy – nieodebrany. Nie wtedy. Albo inaczej – nie wtedy gdy w nocy, kiedy już wszyscy zasną, leży się w łóżku gryzie poduszkę, palce i płacze bo tęsknota, żal i ból są tak przytłaczające że wydaje się że nie ma siły tego znieść. Nie. Śmierć później znacznie przychodzi. Przychodzi, kiedy pierwszego listopada nikt niczego nie zaświeci. Kiedy nie wspomni. Kiedy przestanie dzieciom, wnukom, znajomym opowiadać, zdjęcia oglądać, wspominać. Przychodzi kiedy się o kimś zapomni. Kiedy się o kimś nie pamięta.

Dlatego za kilka dni, pójdę jak co roku na cmentarz i poproszę o wybaczenie wszystkich tych których zabiłem – o których zapomniałem.

śmierć to cholernie osobista sprawa

 

k_hauser : :
paź 22 2003 zgoda
Komentarze: 20

Marzenia rzecz piekna.

Od zawsze chcialem byc pisarzem. nie strażakiem, lekarzem, policjantem. Pisarzem. Wywolywać emocje. Stwarzać nowe światy. Opisywać istniejący. Kreować rzeczywistość. Rozśmieszać. Wzruszać. Prowokować. Zmuszać do myślenia. Chcialem. Dalej chcę. Ale to jest chcenie na zasadzie "- Chcialbym jeszcze raz pojechać do Stanów. - A co, już raz byleś? - Nie, już raz chcialem.". W totolotka też chcialbym wygrać.

Z marzeń nie wolno rezygnować.

Ale też nie wolno dopuścić żeby się spelnily.

 Są dni kiedy z radością podpisalbym zgodę na lobotomię.

k_hauser : :
paź 17 2003 ogień
Komentarze: 16

“zastanów się czy jesteś gotowy za to umrzeć” – gdzieś to usłyszałem wyczytałem albo sam wymyśliłem

dawniej wydawało mi się że jest mnóstwo takich rzeczy: to w danym dniu będzie jankiem z czterech pancernych, skład drużyny piłkarskiej w kolejnym międzyklasowym meczu, możliwość dotknięcia chociażby przez sweter piersi baśki s. siedzącej przede mną na matmie; byłem pełen ognia: nie było rzeczy nieważnych: za wszystkie byłem gotów zginąć. w wieku lat kilkunastu istniały tylko dwa kolory – czarny i biały. miałem w sobie zapał i jeszcze więcej ognia. używałem wielkich słów. z całego serca kochałem komunistów boga ojczyznę rodziców i beatę z równoległej klasy: niekoniecznie w tej kolejności. nienawidziłem z całego serca komuchów boga ojczyzny rodziców i beatę. beaty nienawidziłem najbardziej – za to że nie chciała mnie kochać. jeżeli nie dostawałem tego czego chciałem walczyłem o to do upadłego. miałem w sobie mnóstwo ognia – często dostawałem w dupę: brak kompromisów, sztywny kark i chęć zawojowania całego świata.

 nie wiem czy jest teraz coś za co byłbym gotowy umrzeć. najczęściej na ważne pytania nie odpowiadam “tak” albo “nie” ale “nie wiem”, “być może”. nie martwię się na zapas. nie walczę. uważam, że każdy może mieć rację. że zawsze jest jakieś wyjście. że medal ma więcej niż dwie strony. może pięć. może osiem. nie wiem. nie wiem czy jest coś takiego za byłbym gotowy umrzeć. nie muszę się nad tym zastanawiać: jeśli kiedyś będę musiał odpowiedzieć sobie na takie pytanie to będę się zastanawiał kiedyś. nie oceniam. nie przekonuję. “jest we mnie ten cień przesuwający się w moim czasie jak wskazówka zegara na równinie trochę obcej, trochę podobnej, do t wszystkich równin w których utożsamiałem siebie. tak wielka jest tu zawsze rozpacz, że już łagodna: jakaś droga, kamienie i szara trawa rosnąca do kolan. wszystko dalekie i bliskie. te wszystkie moje niedoszłe niedostałe nieprzeszłe. i pokrwawiony, poszarpany przez godziny i dnie, nie spowiadam się z niczego już nikomu: nie wyjaśniam. przechodzę jak nieobecny. nie sił pozbawiony, lecz zachowujący je na przedłużenie życia. żeby się dośnić do odblasków snu jakiegoś, być może nie pięknego, ale krwi nie upuszczającego, chociaż opadanie jej i przenikanie w otchłań jakiegoś czasu jest ledwo słyszalne – jak milknące i niknące gdzieś coraz dalej skraplanie się ciszy”.

nie ma we mnie ognia. jest żar. nie płonie – ogrzewa.

 

k_hauser : :
paź 17 2003 ciepło
Komentarze: 4

za oknem mróz. i ciemno.

a tutaj cichutko mruczy radio kawa w kubku gorąca jak nigdy a ja siedzę i jak idiota lekko się do siebie uśmiecham takim zwyklym spokojnym cieplym usmiechem

 

to może być dobry dzień

k_hauser : :
paź 06 2003 Bez tytułu
Komentarze: 14

  

k_hauser : :