mar 03 2005

Ironia losu.


Komentarze: 8

Pewien brazylijski piłkarz miał przed sobą mecz. Taki najważniejszy w całym swoim piłkarskim życiu: o mistrzostwo czegoś tam. Ponieważ umiejętności miał powiedzmy sobie szczerze - średnie - postanowił wejść w kontakt z duchami swoich przodków i zgodnie z rodzinną tradycją odprawić rytuał voodoo czy jakiś tam inny, byle skuteczny i prosić duchy o pomoc. Więc wypił jednego szybkiego na odwagę, wziął kurczaka, owoce i poszedł w noc poprzedzającą najważniejszy mecz na plażę. Modlił się: " O duchy wszechmocne, sprawcie, abym podczas jutrzejszego meczu strzelił gola". Rozpalił ognisko, zarżnął drób, owoce położył obok i poszedł do domu. Następnego dnia, bladym świtem poleciał jako ten szczygiełek na plażę i kiedy zobaczył, że z kurczaka zostały tylko kości, a z owoców pestki, wiedział że duchy przyjęły jego ofiarę i że jego życzenie się spełni.

I tak się stało: podczas meczu, zgodnie ze swoim życzeniem zdobył gola. Jedną, jedyną bramkę w tym meczu.

Samobójczą.

 

Kiedy w sierpniu zeszłego roku, w środku nocy leżałem na trawie, patrzyłem w niebo i zobaczyłem spadającą gwiazdę pomyślałem życzenie.

(W skupie ślimaków winniczków zadano zbieraczowi pytanie - dlaczego nazbierał ich tak mało. Zbieracz odpowiedział: "Nazbierałem tak niewiele, bo byłem cholernie nietrzeźwy, a ślimaki cholernie szybkie.")

Więc kiedy leżałem sobie na tej trawie i byłem cholernie nietrzeźwy, a ta gwiazda spadająca cholernie szybka, mogłem sobie życzyć pieniędzy, sławy, mądrości, wiecznej miłości, pokojowego Nobla.

Ale nie.

Jedyne życzenie, które w pijanym widzie popełniłem brzmiało: "Chciałbym być jak Budda". Zupełnie nie wiem co mi strzeliło do głowy.

Minęło pół roku z haczykiem.

Wczoraj zauważyłem, że życzenie się spełniło. Życie jednak jest przewrotne.

 

Bo jestem jak, kurde, Budda:

bardzo bardzo łysy, bardzo bardzo gruby i bardzo głupio uśmiechnięty.

Acha: no i mam siedzącą pracę.

 

Niekoniecznie o TO mi chodziło.

 

A teraz, patrząc w lustro, muszę odpowiedzieć sobie na pytanie retoryczne raczej, które zadała taka jedna królewna-dziwica podczas nocy poślubnej, kiedy zobaczyła swojego męża leżącego nago na łóżku:" wygląda toto interesująco, ale co ja mam z tym wszystkim zrobić?".

Oczywiście, że się wygłupiam. I bredzę. Bo miałem pod górkę do szkoły w obie strony, drewniane zabawki i nie lubiłem zupy mlecznej. A tak poza tym, to wszystko przez te świergolące rano świergotliwe ptaszki.

 Wiosna idzie, tak?

 

k_hauser : :
04 marca 2005, 22:17
napisz książkę. proszę!
taka jedna co sie cieszy - nadal
04 marca 2005, 13:10
a wiesz... ja naprawde lezalam w sierpniu ubieglego roku na trawie... rozczochranej takiej... bardzo nietrzezwa i widzac spadajaca gwiazde pomyslalam zyczenie...
Spelnilo sie, a jakze... z tym, ze teraz wiem na pewno, ze zyczenia nalezy precyzjowac... dokladnie, ja nie zdazylam...
Zycie przewrotne jest... Eh.
03 marca 2005, 19:45
uważaj jak złowisz złotą rybkę, bo będą aż trzy:))))
03 marca 2005, 13:23
Nogi też tak umiesz sobie zaplątać w supełek? Dla mnie też te gwazdy za szybko spadają, nigdy nie zdążę. Może lepiej, skoro takie podstępne są.
goopya peezda
03 marca 2005, 10:32
Jeszcze jedno masz jak Budda - liryczne poczucie humoru:)))
iwcia_iwon
03 marca 2005, 09:05
a czy Budda byl taki marudny???
03 marca 2005, 09:04
...Hauser... łysy tak, ale gruby? ... przesadzasz ...
03 marca 2005, 08:19
jedzie, hauser, jedzie. trolejbusem. a trzeba było z Młodym na basen chodzić. ja jem śniadanie, zrobić Ci kawy?

Dodaj komentarz