sens
Komentarze: 20
Gdzieś go zgubiłem.
Szukałem jak pan Hilary - w prawym bucie, w lewym bucie. Na własnym nosie. W kieszeniach. Pod łóżkiem. Za firanką. Użyłem pamięci, psów tropiących, alkoholu i hedonizmu wielopostaciowego. Post i modlitwa - na zasadzie - jak się nawrócisz, to się nie przewrócisz - nie wchodziła w rachubę podczas poszukiwań, gdyż zasadniczo dziękuję, nie tańczę.
Zajrzałem do lodówki - odmroziłem sobie ręce. Poszedłem do łóżka - odmroziłem sobie wszystko. Sensowniej było szukać w lodówce.
Szukałem go w tak nieprawdopodobnych zakątkach i miejscach, że pozostało mi chyba jedynie zostać kosmonautą i poszukać w kosmosie. Podobno jest nieskończony, więc mógłbym szukać długo.
Parafrazując Kubusia Puchatka: im bardziej go szukałem, tym bardziej go nigdzie nie było.
Nie znalazłem.
Gdzieś mi się zgubił w tych powtarzanych mechanicznie sekwencjach takich samych dni słów gestów. Kamera pogłosowa - sygnały wejściowe powtarzają się bez końca i zlewają się w cyklicznie odtwarzane dni i zdarzenia doskonale do siebie podobne jak stado milczących i szarych jednojajowych bliźniaków.
Zachowuje się jak imię dawno niewidzianego znajomego, tytuł piosenki sprzed lat czy odpowiedź na banalne pytanie z głupawym teleturnieju - umyka. Nieuchwytny jak przyjemny sen zapomniany natychmiast po otwarciu oczu: wróbel w garści.
Wiem, że gdzieś tu jest. W mglistym poranku, w uśmiechu kobiety mijanej na ulicy, ptakach odlatujących na zimę, żółtym szeleście liści. Może czaić się za każdym następnym rogiem. Za każdym następnym dniem. I dlatego przestałem go szukać: on sam mnie znajdzie. Kiedyś. A kiedy przyjdzie i miękko i cicho jak kot wskoczy mi na kolana, postaram się go ubrać w słowa i nie spłoszyć.
Tymczasem muszę obyć się bez niego - bez sensu.
Jak te wszystkie słowa i całe moje życ
ie.Czekam?
Dodaj komentarz