Archiwum 27 listopada 2003


lis 27 2003 czas umierać
Komentarze: 20

To był koszerny interes. Cymes. Palce lizać.

Tak sobie siedziałem onegdaj i zadałem sobie pytanie: hauser misiu kosmaty, powiedz mi dziecko ile ty wart jesteś? Nobla raczej nie dostaniesz literackiego bo żeby go dostać to trza by cos napisać, prochu ani jak Młynarski kiedyś śpiewał to ty nie wymyślisz, ani tym bardziej dynamitu. Totolotek odpada bo konkurencja normalnie że przepraszam. Mógłbyś na listę stu najbogatszych się wcisnąć ale z jednej strony po co, z drugiej strony oni tam dzielą się na tych którzy siedzieli, siedzą albo będą siedzieć. No i jeszcze popracować by trzeba trochę nad tym było. A to sprzeczne z naturą jest przecież. Najlepszym wyjściem byłoby danie ogłoszenia do prasy: nerkę używaną tanio sprzedam. Zawsze by jakiś grosz wpadł nadprogramowy. Albo na ebaju czy innym allegro na licytację wystawić. Wątroby nie oddam bo będzie mi koniecznie niezbędnie potrzebna jeszcze. O innych równie cennych organach nie wspomnę: co prawda w stadium atroficznym, ale jakoś dziwnie przywiązany do nich jestem. No dobra: powiedzmy nerkę opchnę. Tak lekko za parę tysięcy euro. Szpik też mógłbym sprzedać mam go od cholery. Krew oddać. Sprostytuować mógłbym się śmiało na przykład też. Ale tu znowu twarda i niewidzialna ręka rynku mogłaby odpowiednio klepnąć mnie po anusie i prawidłowego popytu nie zabezpieczyć. Ile hauser wart jesteś, aaa? Wezwałem na pomoc posiłki w postaci kawy, jakiegoś chleba z czymśtam i odwołałem się do posiadanych komórek szarych wszystkich kilku. Po intensywnym błądzeniu w przepastnych zakamarkach mego wrażliwego jestestwa ujrzałem światełko w tunelu. Nie - nie wymyśliłem nowego źródła energii ani nic takiego. Normalnie jak pomysłowym dobromirze mi bzyknęła i zgasła iskierka. Historia nauczycielką życia jest. Świętego wojciecha od poganianych poganinów wykupił płacąc złotem za każdy kilogram wojciecha fan klub tegoż. Słynny radziecki malarz wania gog słoneczniki swoje za grube dolary opchnął, chociaż niekompletny był i ucho mu się jak od tego dzbana urwało. O rembrancie to już nawet myśleć nie chciałem. Krótka piłka i telefon. Pojawił się smutny jakiś ale za to pachnący pan. Popatrzył. Ocenił. Zapytał ile ważę. Czy nie piję za bardzo. Czy stanów depresyjnych, hifa, maniakalnych, kiły, migotania komór i dziadka z rakiem nie mam przypadkiem. Nie miałem, więc jako zamiennik zaproponowałem kawę. Coś tam policzywszy powiedział: hauser jak dla mnie to ty jesteś facet stopięćdziesiąt (kwoty słownie pisze się razem) tysiaków warty. Zatarłem łapy bo jakby nie patrzeć to 37.500 dolków. A mieć trzydzieścisiedem tysięcy dolców i nie mieć trzydziestusiedmiu tysięcy dolarów to razem daje już około siedemdziesiątcztery tysiące. Piękna to aż jęknęła z zachwytu i z dziwnym szacunkiem spoglądać na mnie zaczęła. Może mi się wydawało, ale zauważyłem taki dźwięk i błysk w jej oczach jak u disneja w bajkach u kaczora donalda: takie S przekreślone dwukrotnie. Mówię do faceta: dobra. Wchodzę w to. Bierz mnie całego. Już teraz zaraz. Mogę zabrać szczoteczkę do zębów i piżamkę flanelową w misie puchatki kubusie? Ale widzę że facet coś posmutniał jakby i myslę sobie: no tak, niemożliwością niemożebną jest to żeby gostek z całą swoją organizacją za hauser taką twardą kasę wywalał spokojnie. Haczyk gdzieś tu jest zakopany. Pies pogrzebany znaczy się. I kurde, był. Się okazało że żywy to ja się facetowi nie przydam na nic, a nawet zbędny mu jestem, bo po grzybki mu taki używany hauser, nadgryziony zresztą zębem czasu i przez psa dwa razy? Facet, owszem, pełny wersal, bułkę przez bibułkę, ą , ę i normalnie kultura wysoka wyjaśnił, że naturalnie wart jestem każdej kwoty, ale raczej martwy. Co będę ściemniał: ubezpieczył mnie ten misiek na wypadek zgonu na kwotę wyżej skrupulatnie wymienioną i nawet na dulary przeliczoną dokładnie. Jak ja sobie już spokojnie w kalendarzyk kop kop, nóżki wyprostuję, kitkę odwalę czyli w języku urzędowym mówiąc: zemrze mi się skutecznie, to Piękna razem z Młodym z rączki do rączki, cieplutkie, prosto z drukarni, bilety narodowego banku polskiego będące prawnym środkiem płatniczym w polsce otrzymają. Mój autorytet jako tak zwanej głowy rodziny wzrósł niewspółmiernie. Młody patrzy z podziwem, a Piękna spogląda na mnie jak na żywy egzemplarz chodzącej świnki skarbonki. W życiu nie przypuszczała że taka kosmiczna kwota jej po mieszkaniu się przemyka. Chociaż szczerze mówiąc zauważyłem w ich oczach coś, czego wcześniej nie dostrzegłem. Jakieś błyski krwiożercze, zimne spojrzenie taksujące. Pytania "jak się masz", "jak się czujesz" nabrały zupełnie innego wymiaru. Postanowiłem dla spokoju sumienia od dnia dzisiejszego spożywać posiłki tylko samodzielnie przyrządzone. Nie dlatego żebym od razu Piękną z Młodym podejrzewał o jakieś niecne zamiary, ale po prostu profilaktycznie. Nawet głupi wie, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Bo tak z drugiej strony patrząc: jak tu umarlaka leczyć? A moje umarlakostwo uleczyłoby portfel i większość finansowych aspiracji Pięknej.

I tak okazuje się że jestem więcej wart jako nieboszczyk niż jako żywiołak. Ale jak to mówią w takim jednym starym filmie: "nołbadys perfekt". Nikt nie jest doskonały.

Krótko mówiąc - no cóż - czas umierać.

k_hauser : :